środa, 10 lipca 2013

Koper, kartofle i kolega D.

Przyszła pora na coroczne przypadkowe spotkanie na ulicy z kolegą D., z którym siedziałam w ławce na matematyce w 7mej klasie, który rysował komiksy i robił salto do tyłu. Z którym żyliśmy w całkiem dobrej komitywie, choć jak mnie kilka razy wkurzył, to mu przylałam. A może właśnie dlatego.
Kupowałam akurat koper i kartofle.
"-Cześć."
"-Cześć."
"-Co u ciebie?"
"-Odpukać wszystko dobrze." (Kłamczuszka! kłaaamczuszka! ). "  A u ciebie?"
"-Poczekaj... wytrę się ..."
Tu wytarł sobie zamaszyście usta, pochylił się nade mną i tonem głębokiej konspiracji wyszeptał mi do ucha:
"-JESTEM ALKOHOLIKIEM..!"
Pomyślałam "wiem" pomyślałam "widzę" i powiedziałam:
"-Przynajmniej o tym wiesz, niektórzy nie wiedzą."
Spojrzał mi w oczy i poszedł dalej, odwrócił się i krzyknął:
"-Ja mam jeszcze szansę z tego wyjść...!"
"-Tak!" Odkrzyknęłam. Dodając sobie czy on jeszcze kiedyś stwierdzi,  że ma gdzie z tego wyjść..? Koper i ziemniaki nie odpowiedziały.